czwartek, 28 marca 2013

zdecydowanie za smutny imagine...

                                             Harry.

Dzisiejszy imagin będzie niestety smutny, nawet bardzo, ale uważam, że pomimo tego jest warty przeczytania, bo bardzo długo nad nim pracowałam.

Siedzisz załamana na kanapie. Łzy leją się ciurkiem po twoich policzkach. Co ty teraz zrobisz? Jak dasz sobie radę? Te pytania nie dają ci spokoju. Przeciez to nie tak miało wyglądać. Zanosisz się głośnym szlochem kiedy do mieszkania wchodzi Harry. Gdy tylko słyszy, że płaczesz zostawia w korytarzu torby z zakupami i podbiega do ciebie. Patrzy ci prosto w oczy.
- Co się stało, Skarbie czemu płaczesz? - przytula cię mocno do siebie.
Ty przykładasz głowę do jego torsu i pozwalasz łzom płynąć. Harry uspokaja cię i głaszcze po włosach delikatnie cie całując. Kołysze cię lekko w prawo i lewo. W końcu dajesz się uspokoić. Podnosisz głowę. Spoglądasz na niego nieśmiało i pokazujesz test ciążowy, który do jej pory kurczowo ściskałaś w dłoni. Chłopak patrzy na ciebie pytającym wzrokiem.
- Jestem w ciąży. -  mówisz cicho.
- I to jest ten powód, dla którego płaczesz, tak? - zdaje się nie rozumieć tragedii.
- Harry, ty nie rozumiesz. My będziemy mieli dziecko! Nie jesteśmy na to gotowi. Ja mam 18 lat, ty też. Jak ty to sobie wyobrażasz? - szlochasz głośno.
- Cii.. spokojnie [T.I]. Jakoś damy sobie radę. - wyciera twoje łzy.
- Ja mam wychowywać dziecko. Ja sama sobą nie umiem się zająć. - dramatyzujesz. - Poza tym to zniszczy ci karierę.
- Nie jesteśmy sami. Mamy rodzinę, przyjaciół pomogą nam. Wszystko będzie dobrze. - uśmiecha się deliktanie. - Wyobraź sobie takiego małego szkraba tuptającego po naszym mieszkaniu. Co? Nie mów, że ci sie to nie podoba?
Rozweselasz się. Myśl o maluchu na twoich ramionach od razu poprawia ci humor. Chyba rzeczywiście nie ma powodu do strachu. Harry ponownie cie przytula. Z jego oczu też spływają łzy, ale szczęścia.
6 miesięcy później
Z niecierpliwością czekacie na przybycie na świat waszej córeczki. Zarówno ty jak i Harry pokochaliście to małe stworzonko rosnące po twoim sercem. Ucieszyła was również reakcja fanów na tę wiadomość. Bardzo się ucieszyli. Zasypują Hazzę na twitterze propozycjami imion, a na koncertach rzucają na scenę grzechotki i pluszaki. To takie słodkie. Najbardziej chyba  cieszą się Niall, Liam, Zayn i Lou. Nie mogą się doczekać aż będą spiewać małej kołysanki i zabierać ją na spacery.
Jednak cały czar pryska  gdy podczas jednego z koncertów w Londynie Harry dostaje niepokojącą wiadomość. Podczas śpiewania LWWY niespodziewanie na scenę wchodzi Paul i szepcze mu do ucha tak by fanki nie słyszały:
- Dzwonili ze szpitala. Coś dzieje się z [T.I] i dzieckiem.
Chłopak patrzy na niego z niepokojem po czym rzuca mikrofon i szybko wybiega ze sceny. Zabierając ze sobą tylko komórkę i kluczyki od auta. Wsiada do samochodu i łamiąc chyba wszystkie możliwe przepisy drogowe jedzie do szpitala. Niestety nie czeka tam na niego dobra wiadomość. Gdy tylko jest na miejscu pyta się lekarza co z tobą.
- Panie doktorze, co się dzieje z [T.I] [T.N]? - cały się trzęsie.
- A pan jest z rodziny? - pyta.
- Tak, jestem ojcem jej dziecka. - odpowiada zdenerwowany.
- Panna [T.I] jest chwilowo na sali operacyjnej. Ma cesarskie cięcie. Dziecko zaczęło się dusić. Jednak nie wiemy czy będziemy w stanie uratować którąkolwiek z nich. - spuszcza głowę.
- Co? Ale wszystko miało być w porządku. -  łzy lecą po jego oczach.
Zrezygnowany siada na ławce w poczekalni. Kiedy po koncercie przyjeżdżają chłopaki zastają Harry'ego siedzącego w tym samym miejscu z rękami złożonymi do modlitwy i łzami w oczach. Na nic nie reaguje. Dopiero gdy Louis go przytula ten zaczyna płakać głośniej i donośniej. Z jeszcze większym żalem, jeszcze większym smutkiem i bezsilnością.
- Co się stało Stary? - pyta Zayn.
Nie ma odpowiedzi. Pyta ponownie. W końcu słyszy cichy szept między szlochami.
- Nie żyje. [T.I] nie żyje.
Wszyscy momentalnie cichną. Nie potrafią w to uwierzyć. Przecież wszystko było w porządku. Harry nie puszcza Lou. Kurczowo trzyma się jego ręki i płacze. Stracił osobę, która była dla niego najważniejsza. I nawet nie zdążył się z nią pożegnać. Czemu? Czemu los jest taki niesprawiedliwy?  Nie zauważa nawet jak podchodzi do niego lekarz.
- Proszę pana. Udało nam się uratować dziecko. Dziewczynka jest bardzo słaba, ale jeśli przeżyje tą noc wszystko powinno być w porządku. - mówi. - Chcę ją pan zobaczyć?
Zastanawia się chwilę po czym mówi:
- Tak.
Podnosi się, ale chwilę potem  znowu upada. Nie ma siły. Jednak przy pomocy Liam'a i Zayn'a dochodzi do inkubatora Małej. Gdy widzi ją lekko się uśmiecha. Jest taka malutka i bezbronna. Czuje, że zrobi wszystko by ją chronić. Delikatnie głaszcze jej drobniutką i ciepłą rączkę. Ona natomiast uśmiecha się przez sen. Jest do ciebie taka podobna.
- Kocham cię. Nawet nie wiesz jak bardzo. - mówi jej.
Potem siedzi przy niej całą noc. Nuci kołysanki, opowiada o mamie nie powstrzymując łez płynących po jego bladych policzkach. 
Niestety gdy rano wraca ze szpitalnego baru dowiaduje się, że jego Aniołek odszedł i jest już w lepszym świecie, razem ze swoja mamusią. Harry zostaje sam. Zupełnie sam.
- Rodzimy się po to żeby umrzeć. Jednak niestety czasami Bóg zabiera nas do siebie za wcześnie. Zdecydowanie za wcześnie. Co wtedy zrobić? Kiedy zabiera się nam wszystko to co mamy? Żyć dalej? Ale po co? I tak nic już nie ma już sensu . Jedynym wyjściem jest dołączyć do swoich bliskich tam, w innym świecie, w którym nie ma śmierci, bólu i płaczu. Jest tylko szczęście i miłość. - kończy pisać list podpisem.
Kładzie kartkę obok siebie. Po czym łyka mnóstwo tabletek, popija je wódką i zapada w głęboki sen czekając na spotkanie z tobą i waszym maleństwem.


No i jak? Wiem smutny, wszyscy umarli, ale jakoś tak no taką miałam wenę :( Mam nadzieję, że skomentujecie.


Smutno ;(

                                              Zayn.

Ostatnia lekcja.. Siedziałam na matmie i gapiłam się w sufit. Myślałam o tym, aby jak najszybciej wyjść stamtąd i znowu ujrzeć Malika, który zawsze czekał na mnie przed szkołą po lekcjach. Każda minuta ciągnęła się w nieskończoność.. Nauczycielka ciągle zwracała mi uwagę, bo niby nic nie robię, tylko myślę o niebieskich migdałach. Nawet nie chciało mi się jej tłumaczyć co mi jest, bo i tak nic by nie zrozumiała.. Czy ona w ogóle kiedykolwiek była zakochana? Właściwie babka była mi totalnie obojętna, tak samo jak i ta cała lekcja. Chciałam tylko wyjść i zobaczyć się z Zaynem. Wszystko zaczęło mnie wkurzać. Nawet tykanie zegara stało się irytujące. Po chwili usłyszałam denerwujący sygnał karetki. Położyłam się na ławce i modliłam się o święty spokój do końca lekcji. Jednak do naszej klasy wpadła spanikowana dyrektorka. "II F?!"- wrzesnęła. "Takkk.." - odpowiedzieli zgodnym chórkiem, jednak bez mojego udziału. "[twoje imię i nazwisko] szybko, chodź!" - wywołała mnie. "Ale co się stało?" - zapytałam. Muszę przyznać, że mnie to nie obchodziło, chciałam żeby dała mi święty spokój. "Zayn Malik? Znasz go prawda?" - próbowała opanować emocje. "Oczywiście, że tak." - nagle doznałam jakiegoś olśnienia. O co jej babie chodziło? "Szybko!" - pociągnęła mnie w stronę głównego wyjścia  szkoły. "Może mi pani wytłumaczyć o co chodzi?" - zapytałam w miarę grzecznie. Nie odpowiedziała mi nic. Wyszłyśmy przed budynek i.. Zamarłam. "Zayn!" - rzuciłam się w stronę krwawiącego chłopaka, który leżał przy  szkolnym parkingu. "Rany Zayn! Co Ci jest?!" - złapałam go za rękę. Dłonie zaczęły mi się trząść, a do oczu napłynęły łzy. "Zayn, proszę Cię, odezwij się do cholery!" - wybuchłam okropnym płaczem łapiąc go za policzki. "Zayn.. nie rób mi tego.." - klęczałam przy nim, a reszta patrzyła się na to wszystko. Jedynie pomoc medyczna opatrywała mu rany. "Czy.. czy on będzie żył?" - zapytałam jednego z lekarzy drżącym, rozpaczliwym głosem. "Niech się pani uspokoi. Zrobimy wszystko co w naszej mocy." - powiedział i wskazał dłonią abym się odsunęła. Odeszłam krok w tył. Zapłakana.. zmęczona. W ramiona wzięła mnie dyrektorka. "Wszystko będzie dobrze, chodźmy zawiozę Cię do szpitala.." - zaproponowała i zabrała mnie do auta. Karetka z Malikiem odjechała na sygnale.. Bałam się, okropnie się bałam.. Po chwili byłam już w szpitalu. Siedziałam przy nim i trzymałam jego zimną dłoń. Dyrektorka stała tuż za mną.. "Co  się w ogóle stało?" - szepnęłam resztkami sił. "Policja ogląda nagrania z monitoringu szkoły. Prawdopodobnie, ktoś go pobił.." - powiedziała ciepłym głosem. "Nie wierzę.." - mówiłam sama do siebie. "Zostawię was samych, trzymaj się kochanie. Zapewne nie będziesz w stanie przychodzić na zajęcia, więc usprawiedliwię Ci wszystkie nieobecne godziny. Rodziców też poinformuje o tym co się stało. Nie martw się." - przytuliła mnie i udała się w stronę drzwi. "Dziękuję pani.." - szepnęłam i przytuliłam się do dłoni Malika. Siedziałam przy nim cały dzień i całą noc..
Rano przyszedł lekarz i zabrał go na jakąs poważną operację, od której właściwie wszystko zależało.. Położyłam się, więc na kanapie stojącej w sali i pod jego nieobecność próbowałam zasnąć, odpocząć od tego choć na chwilę. Nie mogłam jednak znaleźć miejsca dla siebie. Kręciłam się, mamrotałam coś sobie pod nosem, było mi na prawdę ciężko. W myślach cały czas miałam Zayna i jego wypadek. Nie miałam pojęcia co się stało ani jaki jest stan jego zdrowia, bo lekarz nic nie chciał mi powiedzieć. Nie miałam sił już na nic, nie jadłam, nie piłam, nie spałam.. Siedziałam i płakałam..
"Przepraszam, wszystko z panią w porządku?" - wyrwał mnie z zamyślenia głos pielęgniarki. "Tak, wszystko w porządku, dziękuję" - odwróciłam się w jej stronę i otarłam łzy z policzka. "Niech się pani nie martwi, wszystko będzie dobrze." - usiadła obok mnie i czule dotknęła mojego ramienia. "Myśli pani, że on z tego wyjdzie?" - spojrzałam na nią błagalnym spojrzeniem. "Na razie nie jest z nim najlepiej, ale trzeba być dobrej myśli. Często mamy pacjentów z podobnymi urazami jak pan Malik. Większość z nich wychodzi z tego cało. Trzeba cierpliwości i czasu." - tłumaczyła. "Tylko on jest nieprzytomny, ma okropne rany.. Przestaje wierzyć, że wszystko będzie z nim w porządku." - rozpłakałam się i schowałam twarz w dłoniach. "Niech się pani położy, odpocznie, operacja bedzie trwała dość długo." - wstała z kanapy. "Niech się pani nie martwi." - uśmiechnęła się i wyszła z sali. Położyłam się i zamknęłam oczy. Przed moim oczyma znów stanął Zayn i wszystkie najpiękniejsze chwile spędzone z nim sam na sam..
Minęło kilka godzin.. Leżałam i czekałam na znak, że operacja się skończyła. Po chwili do sali przyszedł lekarz, jednak.. bez Zayna. Wtedy poczułam coś okropnego, coś.. jakby kula trafiła prosto w moje serce. Przyszedł moment, którego nigdy w życiu nie doświadczyłam, nie miałam pojęcia jak zareaguje. Nie miałam pojęcia, że coś takiego spotka właśnie mnie. Na widok doktora poderwałam się z kanapy. Wiedziałam jakie informacje ma mi do przekazania.. "Pani.. " - zaczął. "Wiem, niech pan nic nie mówi. Wiem co się stało, czuję brak Zayna." - przerwałam mu, po czym wybuchłam ogromnym płaczem. "Przykro mi.." - szepnął i podszedł do mnie. "Mogę.. mogę zobaczyć go po raz ostatni?" - wyłam jak małe dziecko. "Oczywiście." - zgodził się lekarz i zaprowadził mnie na salę, gdzie leżał martwy Malik. Weszłam do środka. Wyglądał normalnie, jakby spał.. Poczułam się jakby stał przy mnie, niewidzialny. Dotykał mnie, całował.. Jednak leżał, nie poruszał się, nie oddychał. Był  martwy. "Zay.." - podeszłam do niego i dotknęłam jego już chłodnej dłoni. "Zayn kotku, ja i tak Cię kocham, będziemy razem, już niedługo." - nachyliłam sie i pocałowałam jego delikatnie sine usta. "Nie zostawię Cię samego, obiecuje." - pocałowałam go po raz ostatni i wybiegłam zapłakana z sali prosto na pobliski most..